Przejdź do treści
Logo BIP prowadzące po kliknięciu do strony Biuletynu Informacji Publicznej
Panorama Gminy

Męciński proziok

16/10/2022 Autor: admin

Wokół świetlicy w Męcinie Wielkiej roznosił się dzisiaj zapach dymu i pieczonych na blasze proziaków. Owszem, na spotkaniu seniorów, nie brakło innych smakowitości na stołach, ale to właśnie te niewielkie placuszki, prosto z blachy kamiennej kuchni cieszyły się największym powodzeniem.

Trzeba wiedzieć, że pierwsze wzmianki o tym przysmaku pochodzą sprzed mniej więcej stu pięćdziesięciu lat. Receptura przekazywana z pokolenia na pokolenia niewiele się zmieniła: mąka, jajka, maślanka, trochę cukru i soli, ale przede wszystkimprołza czy też proza, a po współczesnemu soda oczyszczona. Sztuka polega na szybkim „zarobieniu” wszystkich składników, rozwałkowaniu ciasta, pokrojeniu go na niewielkie kwadraty. Zresztą, kształt nie jest taki istotny – po prostu, jak komu w duszy gra, tak kroi. Później placuszki muszą lekko wyrosnąć w ciepłym miejscu. Najlepiej pod lnianą ściereczką. Piecze się je bezpośrednio na kuchennej blasze. Nie nazbyt gorącej, ale też nie nazbyt letniej. W sumie cały wypiek trwa kilka minut. Ciepłe, pachnące sodą z dodatkiem ziołowego masła smakują wyśmienicie.

– Samo pieczywo pojawiło się jako naturalna odpowiedź na chlebowe zapotrzebowanie, ponieważ niegdyś chleb piekło się raz w tygodniu, w uboższych domach tylko raz na dwa tygodnie. Zdarzało się zatem, że pieczywo kończyło się w domu przed terminem kolejnego wypieku. W ten sposób na kulinarnej scenie pojawił się proziak. Chleb, ale szybki, nie wymagający nastawiania zakwasu i dzięki temu możliwy do przygotowania w dosłownie półgodziny, był w stanie wykarmić głodnych domowników – czytamy w opisie Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie.

Sękowski, a w zasadzie męciński powrót do kulinarnych korzeni był pomysłem lokalnej społeczności. Buzujący w piecu ogień, zapachjedzenia, szansa na pogadanie z sąsiadem, którego dawno się nie widziało, śpiew, muzyka, żarty – wszystko to dawało poczucie wspólnoty. O muzyczną stronę zadbał Kazimierz Haluch z GOK w Sękowej. Porwał akordeon, a chwilę później okolica rozbrzmiewała głośnym i wspólnym „W moim ogródecku rośnie rózycka
Napój mi Maniusiu mego kunicka…”. Sztandarowej dzieweczki, co zmierzała do laseczka też oczywiście nie mogło zabraknąć.

foto i tekst: Halin Gajda, gorlice.naszemiasto.pl

Skip to content